Strona korzysta z plików cookies. Więcej informacji znajdziesz
w Regulaminie.

Fragment listu Zofii Rydet do Krystyny Łyczywek, Krosno, 8 sierpnia 1987 r.

Jestem teraz z Kuglerem na takiej dziesięciodniówce fotograficznej. Mieszkamy w Krośnie i całkiem rano jedziemy autobusem w plener, obchodząc wsie. Dziennie robię ok. sześć filmów. To ogromnie emocjonujące, gdybym jeszcze umiała pisać – tyle widzę i poznaję interesujących ludzi. Z ich opowieści można by napisać całą książkę. Wydaje mi się, że przeżywam jakąś wielką przygodę. Poznaję nowe okolice, spotykam wciąż coś ciekawego i pragnęłabym z tego stworzyć coś, co mogłoby też poruszyć innych. Poza tym widzę, że jednak chwytam i utrwalam to, co bezpowrotnie ginie. Wieś przechodzi w tej chwili ogromne przemiany, staje się zupełnie inna. Już niedługo nikt nie uwierzy w to, co na przykład dziś fotografowałam. Stara chata jeszcze kurna, podłoga to glina, okienka malutkie, olbrzymi piec i na nim leży chora babka. Stary, ledwie dyszący mąż siedzi na progu jak jakieś uosobienie bólu. Emil [Kugler] nie mógł fotografować, a mnie się też ręce trzęsły. Niedaleko od nich stoją nowe piękne domy, a na progu stoi dziewczę w minispódniczce. To jest ten nowy świat. A chciałabym bardzo właśnie ukazać to, co było – świat, który właśnie już przeminął. Szaleję też za kapliczkami, a raczej świątkami i starymi cmentarzami – chciałabym z tego stworzyć jakąś całą historię o ludziach poprzez twarze posągów i świątków.

(...)

Zapomniałam Ci opisać jeszcze Zalipie. Przedwczoraj tam byliśmy. Cała wieś ma malowane wszystko w kolorowe kwiaty, wzorki, zwierzęta. Chaty, wnętrza, stodoły, studnie, nawet psie budy malowane. Po raz pierwszy właściwie robiłam kolor, ale nie wiem, co z tego wyjdzie.