Strona korzysta z plików cookies.

Gliwice, 23 XI 1964

Kochana Krysiu!

Nie dziw się, że nie pisałam, ale miałam teraz naprawdę bardzo ciężkie dni. Najpierw zachorowałam na zapalenie płuc, mimo to musiałam wcześniej wstać, aby przypilnować moje mieszkanie. Przy przeprowadzce, mimo że mam moc znajomych i moc obietnic pomocy, nie miałam kompletnie nikogo. Pół żywa, z gorączką, osłabiona, pakowałam paczki (około 100), niektóre bardzo ciężkie (bo wiesz, że papier i książki mają swoją wagę). Przy tym okropnie się denerwowałam różnymi sprawami połączonymi z przeprowadzką do Gliwic. Wreszcie całość rzeczy przewiozłam do Gliwic, a resztę miałam dosłać autem za tydzień. Więc co dzień po pracy znów dojazdy i pakowanie. Jednego dnia wracam do domu, nie mogę otworzyć, nagle drzwi się otwierają, a w moim mieszkaniu stoi zbir i pijak. Wyłamał drzwi, moje rzeczy wyrzucił do jednego pokoju, a sam wprowadził się do reszty. To taka okropna rodzina pijacka z suteryny kamienicy, pozostająca pod kontrolą milicji, córki prostytutki, zawsze tam były jakieś awantury. Dużo dni chodzenia po milicji. Nie mogłam i bałam się wejść do swojego mieszkania, bo chcieli mnie zbić, krzyczeli, że jaśnie państwo się skończyło i że ja mam teraz iść mieszkać do szczurów. Córki posprowadzały sobie jakichś zakazanych amantów. Dopiero interwencja silna milicji wyrzuciła ich. Ale możesz sobie wyobrazić, co przeszłam. Nawet nie wiem dotąd, co przepadło. Pod opieką milicji musiałam sama, w szalonym tempie, resztę zapakować. Także masę rzeczy po [...] i zostawiłam, bo już w ogóle nie miałam sił. Schudłam 7 kilo – jednak dobrze, bo teraz jestem szczupła jak dziewczynka. Teraz już mieszkam w Gliwicach, choć jeszcze mieszkanie nieskończone i moc w nim roboty. Najgorzej, że wciąż jeszcze ciemnia nieczynna, strasznie ciasno, mam moc zaległości fotograficznych, a tu wciąż trzeba tylko chodzić i pilnować różnych rzemieślników. W związku z wystawą ogólnopolską jestem też bardzo rozżalona, bo ponieważ pisali, że jest to bardzo ważna wystawa i proszą o formaty jak największe. Mimo że tak mi ciężko było cokolwiek robić, siedziałam dwie noce i zrobiłam 6 takich dużych metrowych. Miałam wtedy 38,4 temperatury i po prostu ledwie trzymałam się na nogach. A tymczasem, nie przyjęli mi dlatego (tak oficjalnie powiedział mi na zebraniu jeden z członków jury), że dałam za duże formaty, a nie było czasu powiadomić mnie, aby zrobić mniejsze, ale to samo przecież było z Chojnacką i ona posłała mniejsze i nawet dostała nagrodę. Wydaje mi się, że to jest bardzo nie w porządku. No ale trudno. Jeszcze nie mam wywołanych wszystkich filmów z Istebnej (zresztą mam w tej chwili około 80 niewywołanych), nie byłam też tam już potem. Bardzo bym chciała z Tobą się zobaczyć, ale nie wiem, jak to zorganizować. Najlepiej abyś Ty tu przyjechała. Muszę być w Warszawie, ale wciąż nie mogę znaleźć wolnych dni. 25 XI mamy naszą wystawę Delegatury1. Chcę dać właśnie te prace z Warszawy, bo w tej chwili naprawdę nie mogę nic zrobić. Pozatem są okropne trudności z papierem, chyba u Was też. Robiłam wglądówki na starych papierach, ale to bardzo zniechęca, takie szarzyzny, a muszę mieć wglądówkę 18 x 24. Już bardzo tęsknię za pracą jakoś skoordynowaną w ciemni. To moje jedyne szczęśliwe chwile. Jestem ciekawa bardzo na Twoje zdjęcia zwłaszcza z Istebnej – taka kontynuacja jest bardzo ciekawa i pouczająca. Piszę ten list w Katedrze, jak zwykle bardzo nieporządnie i nieczytelnie – ale nie mogę inaczej. Przesyłam Ci katalog, w którym jest wszystko napisane i trochę zdjęć. Całuję Cię bardzo serdecznie, pozdrowienia dla Twoich. Zosia

1) Delegatura ZPAF.